Ja wiem, że dzieciństwo nie wróci, a smaki, które się z niego zapamiętało, też są niemalże nie do odnalezienia czy powtórzenia. Ja wiem, że wiele lat minęło, że pozamykali wiele zakładów produkcyjnych i że receptury szlag trafił. Unia zakazała, nie opłacało się, lepiej wwalić tonę syfu, żeby mogło na półce leżeć 2 miesiące zamiast jednego. Ja wiem, że “to se ne vrati”… ale dlaczego od kilku lat porządnego dobrego ciepłego loda nie mogę znaleźć? Z wczesnego dzieciństwa pamiętam takie, które były delikatne jak puch, robione w starej cukierni – pewnie z białek, z delikatnie chrupiącą skórką kiedy trochę podeschły. Jednak środek mięciutki był zawsze. Potem zaczęli robić takie z polewami: wszystko fajnie, tylko już coraz bardziej gumowe były. A teraz? Tej cholernej świni nie mogłam zgryźć, żuć też się jej nie dało, a jak już z żalem i tęsknotą za dawnymi czasami przełknęłam ją w bólach, to mnie zęby zaczęły boleć. No co za cholerstwo! Chciałoby się zapytać: gdzie są świnie z tamtych lat? No gdzie? Ni ma…
Tęskni mi się za słonymi paluszkami z Tomaszowa, kopytkami ze szkolnej stołówki, chlebem z naszej starej piekarni i Prince Polo w pazłotkach. Dobrze, że przynajmniej andruty można sobie jeszcze kupić na pocieszenie…